Po co komu w ogóle jest Kościół?

Po co komu w ogóle jest Kościół?
Przeczytasz to w: 59.32 mintues

Po co komu w ogóle jest Kościół?

Od jakiegoś czasu, mam na myśli przynajmniej kilka lat, ale może nawet i więcej, w Polsce wisi takie nieme albo niewyartykułowane do końca pytanie, po co komu w ogóle jest Kościół. Skąd to pytanie się wzięło? No, to pytanie wzięło się z kilku różnych czynników. I najważniejszym chyba jest to, że my w tej chwili w Polsce jesteśmy świadkami kryzysu kościoła. Kryzysu kościoła katolickiego oczywiście, ale ten kryzys kładzie się cieniem też na inne kościoły, których jest zdecydowanie mniej w Polsce.

I to jest kryzys Kościoła jako denominacji, ponieważ Kościół przestał pełnić tą rolę, którą do tej pory pełnił, wymagania społeczne się zmieniły, ale też Kościół zawiódł w kilku obszarach, no więc zrozumiałem jest, że jest jakieś rozczarowanie i jakieś oczekiwanie zmian. Inną rzeczą są pewnego rodzaju kulturowe wyobrażenia, to taki po prostu jakaś malutka dygresja, może niepotrzebna, ale swego czasu oglądając skądinąd bardzo sympatyczny serial Ojciec Mateusz, pomyślałem sobie, że ten serial naprawdę wykona bardzo złą robotę w Polsce, ponieważ wytworzy nieprawdziwy, wyidealizowany schemat czy stereotyp duchownego w Polsce. Bo według tego serialu duchowny w Polsce to jest człowiek, który prawie nigdy nie śpi, zawsze jest ubrany, ma zawsze dobry humor, dużo współczucia i zrozumienia dla każdego, jeździ na rowerze i rozwiązuje sprawy kryminalne. I potem, jeżeli ludzie długo oglądają taki serial, no to zaczynają nabierać takiego przekonania, że taki właśnie powinien być prawdziwy duszpasterz, prawdziwy ksiądz, prawdziwa osoba duchowna, a tak po prostu nie jest. Myślę, że ten kryzys to nie jest coś takiego, że jutro Kościół się zawali.

Kościół jutro się nie zawali, ale Kościół będzie się zmieniać i będzie poszukiwać nowej formy swojej tożsamości w Polsce i swojego miejsca tutaj, a wraz z Kościołem Katolickim również i my powinniśmy to zrobić, ponieważ tworzy się pewna luka, tworzy się pewne pytanie właśnie, po co komu jest Kościół i na to pytanie będzie trzeba odpowiedzieć, ponieważ Życie nie lubi próżni. Życie społeczne również nie lubi próżni, więc będzie poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie i jakąś odpowiedź w końcu nasze społeczeństwo znajdzie. I albo tą odpowiedzią będzie coś zbudowane na naszych sugestiach, na tym, co my ewangelikalne środowisko będziemy mówić na ten temat, albo ktoś inny wymyśli nam naszą rolę w społeczeństwie i być może Jest taka możliwość, że pojawi się po prostu taka propozycja, żeby Kościół pełnił rolę bardzo marginalną. Jakiegoś po prostu dodatku do kożuszka. Tak jak na przykład przez całe lata było w Czechach, chociaż ostatnio tam się to zmienia i chwała Bogu, natomiast w tą dygresję już nie będę szedł.

Natomiast jeżeli mamy przedstawić jakąś propozycję, to musimy mieć jakiś fundament, jakąś podstawę, na bazie której to będziemy chcieli przedstawiać. I tą podstawą nie mogą być nasze marzenia, wizje, pragnienie, pobożne życzenia, ale to musi być coś innego. To musi być jakiś pomysł na Kościół, który skądś wychodzi. Właśnie dlatego, że brakowało takiego zastanawiania się na podstawowe tematy, takie jak na przykład, po co jest komu Kościół, jaką rolę Kościół powinien pełnić w społeczeństwie. Stąd mamy dzisiaj to pytanie, które ciągle brzmi gdzieś tam w naszej kulturze i na które nie ma jednoznacznej, przynajmniej w tej chwili, odpowiedzi.

Myślę też, że to zastanawianie się ma jeszcze inną zaletę. a mianowicie zrozumienie samego siebie, zrozumienie swojej tożsamości, ponieważ ta świadomość tego, kim my jesteśmy, bardzo pomaga w działaniu. Ewangelikalne chrześcijaństwo jest kulturą działania, natomiast, no, działanie bez świadomości tego, co się robi i po co, nie pomaga, a wręcz odwrotnie, powoduje, że to, co robimy, albo nie ma sensu, albo prowadzi nas donikąd. Dlatego postanowiłem, że zajmę się tym tematem i chcę do tematu tego Was wciągnąć. Chcę porozmawiać o tym, czym jest Kościół według Pisma Świętego, jak powinniśmy to rozumieć.

Chcę też porozmawiać trochę o uwarunkowaniach, gdzie my jesteśmy, w jakiej sytuacji jesteśmy i na jaki grunt wpada to biblijne nauczanie, a potem, jeśli się uda, wyciągnąć jakieś wnioski i propozycje. Chciałbym, żebyśmy razem przyjrzeli się takiej kwestii, co wpływa na nasze rozumienie Kościoła, co jest o tyle ważne i jak ważne jest gleba, na którą pada Słowo Boże. na przykład z przypowieści osiewcy w Ewangelii Marka 4 rozdział. My też jesteśmy jakąś glebą, jesteśmy przez coś nawożeni, jesteśmy w jakiś sposób ukształtowani i nasze myślenie o różnych rzeczach jest też uformowane, a to powoduje, że mamy pewnego rodzaju podejście do różnych rzeczy, które wychodzą z Pisma Świętego i do nas trafiają. Dlatego warto jest myśleć o tym, ponieważ to, decyduje o tym, jaki jest nasz ostateczny odbiór tego, co czytamy w Piśmie Świętym.

Więc jest kilka takich rzeczy, chciałbym je dotknąć. To nie jest jakaś niesamowita analiza, ale jakieś wskazanie pewnych punktów, na które warto zwrócić uwagę, kiedy się czyta, czy też rozmawia o Kościele. Pierwsza rzecz, którą sobie wybrałem, to taki niebezpieczny indywidualizm. Ja to nazywam Ja i Bóg wystarczy. To jest taki mechanizm, albo postawa, którą część ludzi przyjmuje, uzasadnia to, albo jakimiś traumami w doświadczeniach w Kościele, albo złymi relacjami, różnego rodzaju rzeczami.

To już pomijam, bo lista jest naprawdę spora. I to wszystko prowadzi do tego jednego wniosku. Ja i Bóg wystarczy, izoluję się, odchodzę, nie ma mnie, nie będzie mnie w Kościele, jestem bezkościelny. Kościół to jest zła instytucja, wykorzystuje ludzi i tak dalej, nie potrzebuje Kościoła. Będę sam, będę się modlić i czytać Biblię.

No więc, niestety, ale ten indywidualizm jest toksyczny. Dlatego, że jeżeli prawdą jest, a jest prawdą, co Pan Jezus powiedział, że my jesteśmy owczarnią, a On jest pasterzem, to znaczy, że każdy z nas, każdy wierzący człowiek jest opisany przez Pana Jezusa jako owca. I wiadomo, co się dzieje z owcą, który jest poza stadem. Pierwsza rzecz, to się gubi. Druga rzecz, obrasta futrem.

Widziałem kiedyś taki film, owca, która się zgubiła gdzieś była, ja wiem, z pół roku, poza stadem i prawie się udusiła od własnego futra. Golili ją parę godzin, żeby jej ją uwolnić od tego futra. To jest jedna rzecz, a druga rzecz to oczywiście drapieżniki, których taktyką jest dokładnie to, wyizolować, zabić i zjeść. My jesteśmy zarówno ludźmi społecznymi, zwierzęciem stadnym, potrzebujemy relacji z innymi, co widać po dzieciach, które po odłączeniu ich od szkoły w czasie pandemii, nie potrafią się psychicznie pozbierać, bo ta potrzeba socjalizacji została bardzo poważnie zaburzona, ale też wśród wierzących. Sam mam u mnie w kościele kilka osób, które po kilku, a nawet kilkunastu latach bycia poza, znalazły w końcu jakiś kościół, w tym przypadku nasz i powiedziały mi, No bez Kościoła się nie da.

My potrzebujemy społeczności, potrzebujemy relacji. Niemniej ten silny indywidualizm jest bardzo, bardzo mocny i jest bardzo taką silną cechą polskiego, ewangelikalnego chrześcijaństwa. Pomijam już to, że ten indywidualizm potem prowadzi do tego, że chcemy być niezależni i samowystarczalni, co w ogóle jest sprzeczne z konceptem ciała Chrystusa, o czym może gdzieś tam później. I to powoduje, że nie dostajemy tego, co chcemy i nie dostaniemy, dlatego że Dlaczego mielibyśmy to dostać poza Kościołem, skoro Bóg wymyślił sobie inaczej? Więc ten indywidualizm okrada nas z pełni Chrystusa, okrada nas z działania, okrada nas ze skuteczności, okrada nas ze wzrostu, bo my słuchamy wtedy tylko tego, czego chcemy, nie słuchamy tego, czego nie chcemy i jesteśmy ostatecznym naszym decydentem, co jest dobre, a co jest złe, nie biorąc pod uwagę tego, że np.

możemy mieć błędne przesłanki i wybierać złe rzeczy zamiast dobrych i nie ma nas nawet kto skorygować, bo jesteśmy sami. Więc ta postawa jest zła, ale niestety jest to postawa, która po prostu funkcjonuje w Ewangelikalnym Kościele i po prostu szkodzi nam, kiedy czytamy Pismo Święte i czytamy w Piśmie Świętym o Kościele. To, co jest taką drugą charakterystyczną rzeczą, to jest niechęć do autorytetów i taka powiązana z tym chrześcijańska anarchia. To w ogóle jest takie dziwne, dlatego że my z jednej strony lubimy autorytety, lubimy celebrytów, chcemy mieć celebrytów, chcemy mieć silne osobowości, chcemy mieć ludzi, których będziemy słuchać, ale to jest takie dziwne dlatego, że my tych ludzi słuchamy, ale my nie chcemy być im posłuszni. My chcemy robić po swojemu dalej.

To jest takie typowe, to nie jest tylko wada ewangelikalnych kościołów. To jest w ogóle wada Polaków wszystkich. Amerykanie śmiali się rozmawiając o Janie Pawle II, że to jest papież, który jest bardzo popularny i wszyscy słuchają, co on mówi i kiwają głowami, ale nikt nie robi tego, co on mówi. i podawali tam jakieś przykłady, o które mniejsza. Więc mamy taką po prostu niechęć do autorytetów i powiązany z tym anarchię chrześcijańską.

Anarchia chrześcijańska to jest zwalczanie autorytetu, zwalczanie urzędów. To nie jest mój wymysł i ja nie wymyśliłem tego sformułowania. Ono zostało gdzieś zdefiniowane i wyszło od Lwata Ustoja, który krytykował prawosławie w tym czasie, kiedy żył, za różne tam rzeczy. prawosławni, kiedy z nimi rozmawiałem, tylko kiwali głowami i mówili, że za tą jego krytyką kryły się pewne personalne rozgrywki. Ale myślę, że to nie jest temat na tę wypowiedź.

Niemniej, my z jednej strony chcemy i chcemy mieć autorytety, które nawet będziemy szanować, ale nie chcemy ich słuchać. I to też powoduje, że Z jednej strony chcemy być niezależni, tacy anarchistyczni, z drugiej strony chcielibyśmy, żeby nas ktoś prowadził. I ta postawa też nie za bardzo pasuje do Kościoła, dlatego że Kościół jest częścią ciała Chrystusa, a ciało Chrystusa należy do Królestwa, a w Królestwie mamy króla i pana, więc mamy system zarządzania królewski. który jest bardzo silnym systemem, z bardzo silnym prawodawstwem itd. I jeżeli mamy takiego rodzaju podejście, taką anarchistyczne podejście, albo niechęć do autorytetów, to mamy problem.

Ponieważ autorytet, w tym przypadku Pismo Święte, Duch Święty, czy Pan Jezus, jeżeli się komuś objawia, mówi coś do nas, a my dalej życzymy sobie robić po swojemu. I to po prostu nas gubi. To sprawia, że nie docierają do nas pewne rzeczy, to sprawia, że o wiele wolniej wierzymy w różne objawienia, które Bóg nam przekazuje i to sprawia, że nasza efektywność jako społeczności ewangelikalnej jest na niskim poziomie i będzie na niskim poziomie, dlatego że Kościół zawsze potrzebował liderów i tak naprawdę Pismo Święte to jest historia liderów wpisana w historię Izraela, a potem w historię Kościoła. To jest historia Mojżesza, Jozuego, Eliasza, Elizeusza, królów, Dawida, Salomona, a nie historia Izraela, w której co jakiś czas wychynie się tam jakiś Samuel. No nie, to jest odwrotnie.

Mamy raczej historię właśnie tych wszystkich ludzi opisaną dość szczegółowo i w tle rozgrywa się historia Izraela, a później w Nowym Testamencie Kościoła. I dlatego z tego wynika, w jaki sposób Bóg prowadzi Kościół i w jaki sposób my powinniśmy dostosować się do tego, co Bóg robi. I ta cecha będzie nam w tym przeszkadzać. Kolejna rzecz, która jest cechą charakterystyczną, to działanie. My jesteśmy kulturą działania.

Ewangelikalizm to działanie. Chyba nawet przede wszystkim to działanie. To nawet mniej myślenie, a bardziej działanie. Więc my działamy, lubimy się pochwalić działaniem i w jakimś sensie też to, czy coś działa, czy nie działa, to jest argument na rzecz prawdziwości jakiejś rzeczy, czy jakiejś wypowiedzi. Wypowiedzi muszą być potwierdzone jakimiś działaniami, jeśli nie, no to mają bardzo małą siłę przebicia.

Ale my mamy żyć przez wiarę przecież, prawda? A wiara potrzebuje jako dowodu Słowa Bożego, a nie tego, co można obejrzeć. O tym mówi przynajmniej do nas list do Rzymian. A druga rzecz, to jeżeli najpierw jest działanie, a potem jakaś myśl, to to jest na odwrót. Pismo Święte mówi Ewangeliana na początku, że na początku było słowo, a nie działanie.

I jeżeli na początku jest działanie, a nie słowo, odwracamy kolejność i działanie wtedy traci czasami sens i w ogóle prowadzi nas donikąd. Więc działanie potrzebuje wsadu, działanie potrzebuje informacji. Dlatego, że inaczej jest bez sensu, albo nie ma kierunku, albo wybiera zły kierunek. Dlatego, że właściwie kierunek w działaniu nadaje informacja. Dlatego my potrzebujemy refleksji, dlatego rozmawiamy i dlatego musi być jakaś rozmowa, musi być jakaś dyskusja, musi być jakieś zastanawianie się i mówię to do tych wszystkich, którzy nie lubią gadających głów.

No te gadające głowy są początkiem większości rzeczy, które dzisiaj są zamienione na działania. Jeżeli spójrzelibyśmy sobie na współczesne ideologie, które rządzą współczesnymi ruchami społecznymi, to na początku tam jest jakaś koncepcja, którą ktoś wymyślił, opracował, a potem rozpropagował. Takim najważniejszym problemem czy gruntem, nie wiem jak to nazwać, z którym się mierzymy w ewangelikalizmie, to jest to, że Kościół Ewangelikalny zbyt łatwo przyjął Eklezjologię, czyli naukę o Kościele od Kościoła Rzymsko-Katolickiego. I to widać w tym, na przykład, w jaki sposób ludzie wypowiadają się na temat Kościoła i za co go krytykują. I jeżeli byśmy spojrzeli sobie na przykład na krytykę współczesnych kościoł ewangelikalnych, to to, co tam zobaczymy, to zobaczymy przeniesioną krytykę kościoła katolickiego i działalności kościoła katolickiego na grunt ewangelikalny.

Co świetnie brzmi, ale po prostu nie pasuje do gruntu ewangelikalnego, bo on jest zupełnie inny. Dlaczego? Mimo tego, że żyjemy w cieniu teologii katolickiej i większość ludzi porównuje Kościoła Ewangelikalne do Kościoła katolickiego, to jednak ruch ewangelikalny jest inny w swoim charakterze. Ludzie porównują nabożeństwo z mszą, ale nabożeństwo ewangelikalne to nie jest msza. Ludzie porównują pastora z księdzem, ale pastor księdzem nie jest i nigdy nie będzie.

Ludzie przenoszą model relacji z mszy katolickiej na relacje na bożeństwach ewangelikalnych i kiedy kościoły ewangelikalne wyciągają ręce do nowych gości, którzy przychodzą na nałożeństwo, to goście się czują po prostu jacyś tacy bardzo zaskoczeni tym takim wychodzeniem i zastanawiają się o co komuś chodzi, podczas gdy to jest zwykła serdeczność i orsukultura, która rządzi ewangelikalnymi kościołami. I na przykład kolejną rzeczą to jest zaangażowanie w nabożeństwo. Aktywne uczestnictwo w nabożeństwie to jest coś, czego niestety nie ma. Nie mamy jakiegoś gromkiego amen, nie mamy machania rękami na kazaniu. Czy byłem kiedyś na nawożeństwie afroamerykańskim i widziałem jak ludzie tam reagują.

Ktoś stoi, macha ręką, ktoś krzyczy amen pastor. albo Maha Biblią, albo się cieszy. No, po prostu byłem zafascynowany, a jednocześnie po prostu trochę taki sfrustrowany, bo myślałem sobie, że to jest swoboda, której nigdy nie widziałem w naszych kościołach. I to pokazuje, w jaki sposób gdzieś tam teologia katolicka przenika do kościołów w Polsce. Ponieważ na mszy siedzi się i się słucha.

Kapłan dokonuje jakichś konsekrowanych czynności, a lud tylko w tym uczestniczy. Między kapłanem i ludem jest barierka, której nie wolno przekraczać, bo ta druga część jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy są poświęceni i oddzieleni, a reszta może tylko po prostu uczestniczyć. Niestety to ma miejsce. Ale jest jeszcze jedna, taka ważniejsza rzecz, to jest to, że teologia katolicka jest naszym punktem odniesienia. W większości przypadków, kiedy ludzie wypowiadają się na temat swoich poglądów, na różne tematy, to mówią tak.

My nie robimy takie jak Kościół katolicki. Albo my robimy takie jak Kościół katolicki. Tylko, że co się wtedy dzieje, niezależnie od tego, czy my robimy coś jak Kościół katolicki, czy nie robimy jak Kościół katolicki, no to punkt odniesienia jest gdzie? W teologii kościoła katolickiego. I to jest nasz problem.

My nie mamy swojego własnego konceptu, jakiegoś własnego punktu, z którego moglibyśmy powiedzieć, my jako chrześcijanie ewangelikalni robimy tak, bo tak uważamy. Wracając jeszcze na chwilę do krytyki kościołów ewangelikalnych, tego przeniesienia krytyki Eklezjologii i kultury katolickiej na grunt ewangelikalny. Chcę pokazać na przykładzie krytyki liderów, jak to działa. Te zarzuty, które są kierowane do pastorów, no brzmią bardzo zasadnie, ale po prostu na tym gruncie ewangelikalnym w ogóle się nie odnajdują, albo to jest po prostu tak nikła skala, że nie można tego argumentu uznać jako jakiegoś zasadnego. Część pastorów nawet bez dania racji oskarża się o sprzeniewierzenia finansowe.

Ale przeciętny kościół ewangelikalny w Polsce ma około 30 osób. I tam, przepraszam, że tak to powiem, ale tam nie ma czego sprzeniewierzać, pomijam już na przykład fakt, że znam wielu pastorów, którzy dokładają z własnej kieszeni, z własnych dochodów, pracują zawodowo i z własnych dochodów oddają dziesięciny, ale też dokładają się do budżetu kościoła, bo chcą, żeby ten kościół jakoś funkcjonował i żeby się to po prostu dopinało finansowo wszystko. te zarzuty o sprzeniewierzenie są po prostu kompletnie nietrafione. One nie pasują do tego, w jaki sposób Kościół Ewangelikalny wygląda. Druga rzecz to jest taka, że nawet gdyby były jakieś sprzeniewierzenia, to Kościół Ewangelikalny w swojej strukturze ma o wiele większą kontrolę społeczną.

W takim Kościele, w którym jest do 30 osób, wszyscy się znają nawzajem, wszyscy ze sobą o wszystkim rozmawiają. Jeżeli coś się dzieje, Opinia na temat tego, co się dzieje, pojawia się bardzo szybko. Jeżeli pastor nie potrafi sobie poradzić z tą opinią, potrafi negocjować tej opinii i porozumieć się z Kościołem, który jakąś opinię sobie wyrobi na jakiś tam temat, no to po prostu poległ. Albo on odchodzi, albo odchodzą ludzie z Kościoła. I takie przypadki są w Polsce.

Więc ta kontrola społeczna uniemożliwia w wielu, wielu miejscach różnego rodzaju, nie wiem, czy to będą przekręty, czy sprzeniewiedzenia finansowe, o które pastorzy są zaoskarżani. Dokładnie to samo dotyczy to nadużywania władzy. To jest przeniesienie argumentu z kościoła katolickiego. W przeciętnym kościele ewangelikalnym ta właśnie kontrola społeczna jest tak duża, że władza ta hipotetyczna władza pastora jest bardzo krucha. Oczywiście wierni, zarówno w kościele katolickim, jak i na przykład w kościele luterańskim, mają też coś do powiedzenia.

Istnieje coś takiego jak rada parafialna. I o ile w kościele luterańskim ona jest silniej umocowana, o tyle w kościele katolickim dość słabo. I ksiądz naprawdę wielokrotnie może robić, co chce. Ale w kościołach ewangelikalnych w ogóle tak nie jest. Jeżeli kościół zaczyna mu się coś nie podobać, to pastor może mieć władzę nie wiadomo jaką.

Ale nogi głosują i to bardzo szybko nogi głosują i pastor tą władzę ma, ale ona jest bardzo krucha i wielokrotnie iluzoryczna. Władza pastorska polega na wpływie, na zaufaniu wypracowanym latami, którym ludzie pastora obdarzają i to jest prawdziwa siła pastorów ewangelikalnych, a nie stołek czy pozycja. To jest właśnie ten brak zrozumienia tej charakterystyki powoduje, że przenosi się te argumenty o tym, że pastorzy rządzą i tak dalej. I uogólnia się tak naprawdę coś, czego nikt nigdy nie zbadał. Co też mnie osobiście denerwuje.

I to powoduje, że to fajnie brzmi, ale w ogóle nie pasuje. Oczywiście wiadomo, że nieprawidłowości i błędy są wszędzie. Natomiast One nie są w kościele ewangelikalnym systemowe. To są po prostu wyjątki, to są aberracje. Jest jeszcze jedna taka bardzo charakterystyczna cecha.

Czasami ludzie są zszokowani aferami, które pojawiają się w kościele, w ewangelikalnych kościołach. Jak ich jest dużo i jak bardzo poważni ludzie, znani są, oskarżani o różne rzeczy. Ale to właśnie świadczy o zdrowiu. I To, że to wypływa wewnątrz środowiska ewangelikalnego, że to nie przychodzi prasa, policja, prokuratura czy media, ale inne, ale to sami chrześcijanie między sobą rozmawiają, wyciągają różnego rodzaju problemy na światło dzienne, świadczy o zdrowiu tego środowiska. Więc to ewangelikalne środowisko, mimo że żyje w cieniu teologii katolickiej i naprawdę czasami się niestety do niej odwołuje, jest inne w swoim charakterze i powinno się ponazywać na nowo, żeby w końcu uzyskać jakąś swoją odrębną tożsamość i stać się jakąś propozycją, jakimś pomysłem nowym na Kościół w Polsce.

Oprócz tego wpływu teologii katolickiej i paru innych takich społecznych koncepcji do Kościoła Ewangelikalnego zakradły się też takie pomysły na Kościół, które dobrze wyglądają, ale mają swoje wady, ponieważ nie wychodzą z Pisma Świętego, a raczej są odpowiedzią na pewne społeczno-kulturowe potrzeby. I postaram się je krótko opisać, Natomiast muszę się zastrzec, że moje nazewnictwo jest bardziej intuicyjne niż takie precyzyjne, więc mam nadzieję, że nikt nie będzie miał pretensji o to, bo to nie o to chodzi. I te modele, które wyszły naprzeciw oczekiwaniom ludzi, sprawdzają się, ale na dłuższą metę powodują problemy i między innymi właśnie krytykę Kościoła. Ja sobie znalazłem takie cztery, być może jest ich więcej, ale to jakby nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, ten trend, który chcą w ten sposób zobrazować, że część kościołów poszła w tą stronę, żeby odpowiedzieć na potrzeby społeczne za pomocą pewnych koncepcji, które niestety nie wychodzą z Pisma Świętego.

One mają swoje wady, powodują między innymi, że Kościół jest właśnie krytykowany za różne rzeczy. I myślę, że tak nie powinno być. Ta propozycja powinna wychodzić z refleksji nad tym, co mówi Pismo Święte o Kościele i dopiero później odpowiedzią na potrzeby ludzi, a nie w ten sposób, że obserwujemy potrzeby ludzi, dostosowujemy do tego to, w jaki sposób Kościół funkcjonuje, bo to zawsze będzie miało wady i słabości i nieciągłości. I to nie jest tak, że te modele są, nie wiem, antybiblijne. Nie są.

Można znaleźć dla tych modeli jakieś uzasadnienie w Piśmie Świętym, ale tak samo jak dla wielu różnych innych rzeczy, ponieważ Pismo Święte wypowiada się bardzo szeroko o życiu, ale w ten sposób nie buduje się koncepcji. To nie ma pasować do Biblii. To ma z Biblii wychodzić, a to jest zasadnicza różnica. Ponazywałem więc sobie te modele po swojemu. Jak ktoś znajdzie kiedyś lepsze jakieś nazwy, nie obraża się i chętnie zaakceptuje.

Pierwszy model, który chciałbym opisać to jest taki, że Kościół jest przedszkolem. Do Kościoła człowiek przychodzi, jest duchowym dzieckiem, rodzi się na nowo i tym dzieckiem zajmują się opiekunowie i wychowawcy i w tej roli są liderzy, diakoni, starsi, pastorzy. To działa na takiej zasadzie, przyjdź do nas, zaopiekujemy się Tobą, powiemy Ci, co masz robić, powiemy Ci, co masz myśleć, powiemy Ci, jak żyć. I ten model bierze się z tego, z takiej opieki duszpasterskiej, którą każdy kościół otacza ludzi, którzy się rodzą na nowo. Natomiast ma tą wadę, że ten kościół uniemożliwia rozwój i dojrzałość chrześcijanom, którzy są częścią takich kościołów, a raczej powoduje w nich wyuczoną bezradność.

I potem mamy takich chrześcijan, którzy cały czas kogoś potrzebują poprosić o pomoc, choć szukanie pomocy nie jest niczym złym, a raczej dobrym. Ale jeżeli robimy to non-stop i za każdym razem w każdej sytuacji, to to świadczy o braku naszej dojrzałości i samodzielności, prawda? Ten model po prostu też jest niestety wygodny, zarówno dla tych liderów, którzy w ten sposób czują się potrzebni, jak i dla tych ludzi, którzy cieszą się i którzy potrzebują ludzi, którzy wokół nich się kręcą i którzy ciągle im w czymś pomagają. Dawid Jągiczo powiedział kiedyś, to jest pastor kościoła, największego swego czasu kościoła, na świecie powiedział kiedyś, że jego dążeniem jest to, żeby stać się w Kościele niepotrzebnym. I myślę, że to jest wezwanie dla ludzi, którzy funkcjonują w tego typu modelu.

Drugi model, który sobie nazwałem, to to, że Kościół jest instytucją. I w Kościele, który jest instytucją najważniejsze jest prawo i władza. I ten model my wszyscy znamy, bo Myślę, że w wielu, wielu miejscach to Kościół Rzymsko-Katolicki jest Kościołem, który jest instytucją. Ma prawo kanoniczne. przykazania kościelne i myślę, że nie trzeba tego za bardzo jakoś szeroko tłumaczyć.

No i wiadomo, że ten model ma oczywiste wady i tym wadą jest to, że wszystko co nie jest związane z władzą i nie jest związane z prawem jest na boku. Boże cele, Ewangelia, ludzie, społeczność, relacja to są rzeczy, które są wtórne, one służą tym wyższym rzeczom. czyli władzy i prawu. Jeżeli się rozpatruje jakieś sprawy, to rozpatruje się zgodnie z prawem kanonicznym, a nie zgodnie z sumieniem, Pismem Świętym i tak dalej. Więc to powoduje, no, konsekwencje, które my wszyscy w tej chwili obserwujemy.

Duchowni to urzędnicy, biskupi to książęta kościoła, chociaż to chyba trochę ironiczne i tak dalej. Ale to nawet jeśli nie jest wina ludzi, którzy są wewnątrz tej struktury, to jest wina konstrukcji tej struktury. Ona po prostu taka jest i wymusza w taki, a nie inny sposób funkcjonowanie ludzi, którzy są wewnątrz. Kolejnym takim modelem, który działa mocno w kościach ewangelikalnych z kolei, to jest kościół, który jest organizacją społeczną. i sporo ewangelikalnych kościołów tak funkcjonuje.

W kościele, który jest organizacją społeczną najważniejszym celem jest działać. I do działania dopasowane jest i podporządkowane jest wszystko. Czasami do tego modelu dołącza się korporacyjne metody zarządzania i to wtedy już w ogóle jest taki całkiem zgrabny system. W tym modelu trzeba się czymś wykazać. Tak jak w fundacji czy w stowarzyszeniu co roku robi się rozliczenie roczne, tak w tym kościele, w tego typu kościele robi się jakieś podsumowania, pokazuje się jakieś zdjęcia, jakieś filmy, jakieś słupki, jakieś wyniki, no bo skoro działamy, to jakieś efekty muszą być.

Natomiast ponieważ działanie jest podstawowym powodem istnienia takich kościołów, no to te kościoły muszą działać i w tym układzie, w tym modelu działanie jest ważniejsze od efektywności. Działanie jest ważniejsze od ludzi, którzy tu są zaangażowani i działanie jest ważniejsze od metod. Bo po prostu nieważne jakimi metodami, ważne żebyśmy coś robili. Takim przykładem tego, co teraz powiedziałem, jest takie powiedzenie, że warto zrobić bardzo kosztowną konferencję czy ewangelizację tylko po to, żeby nawróciła się jedna osoba. Nie można przekreślić wartości nawrócenia chociaż jednej osoby, to jest absolutnie racja.

Natomiast to jest trochę źle postawione twierdzenie, bo to powinno być raczej takie pytanie, czy rzeczywiście musimy wydać tyle pieniędzy, żeby się ta osoba nawróciła, czy nie ma innej, skuteczniejszej metody. No ale to jakby nie jest istotne, bo w tym modelu istotne jest działanie, więc działanie musi być. I w tym kościele najbardziej sprawdzają się działacze. Pastor jest działaczem, liderzy są działaczami. Ci, którzy działają są okej, ci, którzy nie działają z różnych powodów nie są okej.

Odchodzą na drugi plan. I dlatego ludzie, którzy są zmęczeni działaniem odchodzą z takich kościołów. I to jest jedna z wielkich słabości takiego modelu. Kolejnym takim modelem działania, który też jest dość powszechny wśród kościołów ewangelikalnych, to kościół, który jest klubem. Nie znalazłem lepszego określenia, może kiedyś znajdę to zmienie, ponieważ to z kościół, który jest klubem, brzmi trochę pejoratywnie.

Jest dosyć trafne, natomiast brzmi pejoratywnie, a nie chodzi mi o to, żeby kogokolwiek obrazić, bo ja nie zwalczam tych modeli, ja próbuję je po prostu opisać. No ale na razie póki co nie znalazłem lepszego określenia. Kościół, który jest klubem, to kościół, w którym najważniejsze jest doświadczenie. Atmosfera, przeżycie, taki zewnętrzny anturaż muzyczny, wizualny. Po prostu ludzie, którzy przychodzą do kościoła chcą coś przeżyć.

Chcą zanurzyć się w jakimś osobistym czy wspólnym doświadczeniu. I w tym kościele ludzie muszą się czuć dobrze. Dlatego w takich kościołach omija się trudne tematy. Przykazania są wyzwaniami, grzechy to błędy. Taki zmiękczający język, który czasami doprowadza do tego, że nie rozumiemy podstawowych pojęć biblijnych, no to jest element, to jest część takiej koncepcji kościoła, który jest klubem.

Myślę, że samo w sobie, miękki język sam w sobie nie jest błędem, bo biblijne rzeczy na przestrzeni wieków w różny sposób się prezentowało. Na tym polega też dopasowywanie się Kościoła do istniejącej kultury. Natomiast jeżeli jest to konsekwentnie praktykowane, to ludzie, którzy przychodzą do Kościoła, zaczynają wymagać od Kościoła, żeby się w Kościele czuć dobrze. I to sprawia, że ten dyktat dobrego samopoczucia zaczyna rządzić działaniem Kościoła. I jeżeli ludzie nie czują się dobrze w kościele, to ich z kościoła po prostu ten brak wewnętrznej satysfakcji wyrzuca.

A pastorzy stają się zakładnikami dobrego samopoczucia ludzi w tym kościele. No i ostatni model, to jest model nieprawdziwy, ten który, on nie istnieje, ale został wymyślony przez pewną grupę ludzi po to, żeby krytykować Kościół i to zostało zrobione za pomocą takiej koncepcji, która po angielsku nazywa się strawmen. Buduje się takiego stracha na wróble kogoś, kogo nie ma. Przypisuje mu się konkretne cechy, potem się go krytykuje, a na końcu próbuje się udowodnić, że taki człowiek istnieje i próbuje się przenieść tego stracha na wróble do rzeczywistości. I tym nieprawdziwym modelem to jest Kościół, który jest systemem zła, opresji, który niszczy ludzi i ich deprawuje.

Takiego kościoła nie ma. Są błędy w kościołach, są nadużycia w kościołach, są jakieś rzeczy, za które można kościół krytykować, ale nie ma takiego kościoła co do zasady, który byłby systemem zła. To jest po prostu tylko właśnie takie fałszywe założenie, które niektórym ludziom służy do systemowego krytykowania kościoła. No i to są To jest podłoże, na którym my operujemy. To jest nasz grunt, na którym my żyjemy.

I na ten grunt wpada nauczanie, które jest zawarte w Piśmie Świętym. I jeżeli chociaż trochę tego posłuchaliście, to to pomoże Wam zrozumieć, dlaczego może Wy w niektórych rzeczach reagujecie tak, a nie inaczej na to, co mówi Pismo Święte o Kościele. A to już będzie coś. To teraz jesteśmy już gotowi do tego, żeby porozmawiać sobie o tym, czym jest Kościół, jak Kościół powinien wyglądać. Ale mamy jeszcze jedną rzecz.

Najpierw musimy zająć się etymologią słowa Kościół. Skąd wzięło się to słowo? Dlatego, że to słowo tak za bardzo ludziom nie pasuje i niestety mają w tym rację. Kościół, słowo polskie Kościół wychodzi z czeskiego kastel. Może trochę tam zahacza o niemiecki, ale mniej więcej to znaczy.

I niestety źle się kojarzy, bo się kojarzy z budynkiem, z jakąś obronnością, bo rzeczywiście kościoły na początku były właśnie tak budowane, żeby można było się w nich bronić i czasami w niektórych miejscowościach kościół to była jedyna budowla, w której można było się schronić przed jakimś zewnętrznym wrogiem. Ale właśnie z tego powodu, że ma takie zabarwienie, to Kościół mimo, że znaczeniowo oznacza to, co mniej więcej powinien, no to w tym źródłosłowiu znaczy budynek i jakąś obronność, jakiś, nie wiem, obiekt sakralny albo jakiś budynek zabytkowy. a przynajmniej nie o to chodzi w tym, czego naucza nas Pismo Święte. No ale trzeba się z tym pogodzić. Biblia warszawska, nazwana Brytyjką, proponowała słowo zbór, ale to słowo się nie przyjęło.

Część kościołów proponuje słowo wspólnota albo zgromadzenie. Natomiast te słowa, raz że też się nie przyjęły tak powszechnie, a dwa, wydaje mi się, że też mają swoje wady, jeśli chodzi o ich zakres znaczeniowy. Nie będę się tym zajmował. Po prostu chciałem tylko zaznaczyć, że jestem świadom tego, że słowo Kościół niekoniecznie do końca oddaje to, co Pismo Święte chce powiedzieć, czy niekoniecznie oddaje charakter Kościoła, ale posługuje się nim, ponieważ to jest jedyne powszechnie używane słowo, które jest mniej więcej właściwie rozumiane w języku polskim. Pierwszy raz słowo Kościół zostało użyte przez Pana Jezusa w Ewangelii Mateusza, szesnasty rodział, osiemnasty werset.

Pan Jezus rozmawiał z apostołami, zapytał się ich za kogo wy mnie uważacie i św. Piotr powiedział wtedy Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego i Pan Jezus na to odpowiedział mu że błogosławiona jesteś, Szymonie, bo nie ciało i krew objawiły Ci to, ale mój Ociec, który jest w niebie i ja na tej skale zbuduję mój Kościół. Od XVI wieku wiadomo, że tą skałą nie jest człowiek, bo Bóg na człowieku nie buduje. Tą skałą jest objawienie, kim jest Jezus Chrystus i to staje się coraz bardziej oczywiste nawet dla Kościoła katolickiego, który kiedyś też tak twierdził. Natomiast mi chodzi tutaj w tym fragmencie o coś innego.

O to słowo Kościół. Ponieważ to słowo Kościół w języku greckim, w którym do ręki dostaliśmy Ewangelię Mateusza, to jest Eklezja. I greckie słowo Eklezja składa się z dwóch członów. Pierwszy to ek, a drugi kaleo. Ek oznacza z, z pomiędzy.

a kaleo oznacza wołać. I eklezja oznacza zwołanych, zgromadzonych, powołanych, wywołanych. I to słowo ma… miało już swoje znaczenie, miało już swój kontekst, kiedy zostało użyte. W państwach, miastach greckich, kiedy zwoływano zgromadzenie wszystkich, uprawnionych do podejmowania decyzji co do losów miasta, obywateli miasta, to właśnie to zgromadzenie nazywano Eklezja.

Jest jeszcze jedna taka ciekawa rzecz, bardzo ważna, a mianowicie ta, że pojawiło się tłumaczenie Starego Testamentu, pism hebrajskich na język grecki dokonane przez Żydów. A więc Żydzi znający hebrajski usiedli i przetłumaczyli cały Stary Testament na nowy. I ci Żydzi, tłumacząc Pismo Świętego, doszli do tego punktu, w którym trzeba było przetłumaczyć słowo kachal, które oznaczało zgromadzenie narodu hebrajskiego, narodu żydowskiego w celu omówienia jakichś spraw. Naród wybrany zbierał się wielokrotnie, żeby pewne sprawy omówić na bardzo takim szerokim forum. I to zgromadzenie po hebrajsku nazywało się kachal.

I ci hebrajscy, nie wiem, uczeni, tłumacze przetłumaczyli to kachal na eklezję. Jeżeli to wszystko razem weźmiemy sobie, zbliżemy, to zaczynamy rozumieć, co oznacza słowo kościół. Kościół to ludzie, którzy są zgromadzeni razem, Na jednym miejscu, bo Eklezja Grecka zgromadzała się w jednym miejscu konkretnym, zgromadzała się w konkretnym celu, miała pewne prawa, jakieś obowiązki i widzimy, że to jest też zgromadzenie wybrane. Jeżeli bierzemy słowo kachal i rozumiemy, że Żydzi rozumieli, że Eklezja to jest ekwiwalent kachal, to w tym momencie widzimy, że Kościół to jest zgromadzenie ludzi wybranych przez Boga. Wszystko to razem mówi do nas o tym, że Eklezja to Kościół lokalny.

Eklezja to jest Kościół, który zgromadza się w konkretnym miejscu, w konkretnym celu i zwołany jest przez Boga i jest po to, żeby Boga uwielbiać, żeby Boga czcić, żeby sobie nawzajem pomagać, żeby się wspierać i żeby razem budować Królestwo Boże, którego Eklezja jest częścią i głosić Ewangelię. Więc Pan Jezus powiedział, zbuduję Kościół mój. I zwróćcie uwagę, że Pan Jezus nie powiedział, zbuduję mój lud. On powiedział, zbuduję mój Kościół. Więc Pan Jezus jest zaangażowany i skupiony na budowaniu Kościoła.

Pan Jezus nie jest skupiony na budowaniu misji, organizacji chrześcijańskich, różnych innego rodzaju aktywności chrześcijańskich. Pan Jezus jest skupiony na budowaniu Kościoła, bo to powiedział, ja zbuduję mój Kościół. Kościół to Ci, których On wywołał, powołał i przeznaczył, żeby z Nim żyli. Ci ludzie zostali uświadomieni, że żyli bez Niego. Ten Boży Głos do nich dotarł.

Pozwolili, żeby ich ten Głos dotknął. Nawrócili się, doświadczyli Bożego Życia i zrozumieli, że Bóg ich wybiera, żeby funkcjonowali razem z innymi wierzącymi w tym jednym miejscu, do którego Bóg ich powołuje i w którym ich umieszcza. To jest Eklezja. Ale Ekleza nie jest jedynym słowem, które określa czym jest Kościół. Drugim takim słowem to jest koinonia.

Mój bardzo dobry przyjaciel powiedział kiedyś, że w zasadzie te dwa słowa, Ekleza i koinonia, to są dwa najważniejsze słowa, które określają to, czym jest Kościół. Są inne, zajmiemy się nimi, ale najpierw to drugie, koinonia. To słowo pojawia się w dziejach apostolskich II Rzeczypospolitej 42, kiedy jest napisane, że oni wszyscy byli na jednym miejscu i trwali we wspólnocie. Ta wspólnota, ta koinonia to wspólnota, uczestnictwo, gościnność, związek, połączenie, współczucie. I to jest Kościół.

Kościół to jest miejsce, w którym nie tylko jesteśmy razem zgromadzeni, bo można być razem i patrzeć na siebie bykiem, To jest bycie razem we właściwych relacjach. W relacjach Bożej miłości, współczucia, zbudowania, zachęty we wzajemnym powiązaniu, w odniesieniu się do siebie, w korelacji. To jest koinonia. I Kościół to jest takie miejsce. Myślę, że jeżeli to rozumiemy i pozwalamy się włączyć w Kościół, bo do Kościoła się nie przychodzi, do Kościoła się jest włączonym.

Kościół to jest miejsce, do którego Bóg włącza człowieka, co powoduje, że Duch Święty tworzy między Nim a innymi ludźmi więzy. Więzy jakichś relacji. To nie są relacje takie tylko oparte o nasze preferencje. To są czasami naprawdę takie relacje, których nigdy w życiu nie mielibyśmy z niektórymi ludźmi, gdybyśmy ich nie spotkali w Kościele. Ale to jest fantastyczne i niesamowite właśnie, że to się dzieje w Kościele.

I to się dzieje właśnie w Kościele, nigdzie indziej. Dlatego, że ci, którzy trwali w tej wspólnocie, to byli ludzie, którzy byli w Kościele w Jerozolimie. I oni tą wspólnotę tam właśnie mieli. Ona się między nimi tam właśnie wytworzyła. I te dwie rzeczy są razem.

Te dwie rzeczy razem definiują Kościół. Ale jest jeszcze kilka innych takich, które pojawiają się w Piśmie Świętym, którym chciałbym się przyjrzeć. Kolejnym pojęciem Kościoła, który widzimy w Piśmie Świętym, to duchowy dom. Święty Piotr pisze o tym w pierwszym liście, drugi rozdział, czwarty i piąty werset, że my jako duchowe kamienie mamy razem budować się w duchowy dom, aby składać Bogu ofiary. I to jest kolejny taki obraz, który mówi o Kościele i on mówi do nas o tym, że jesteśmy duchowymi kamieniami, które wymagają tego, żeby być poukładane w pewną budowlę.

Kościół to nie jest kupa kamieni. Ludzie, którzy się zeszli na jednym miejscu, dobrze się ze sobą czują, ale nie są w ogóle w żaden sposób zorganizowani. Kościół to budowla, budynek, to jest świątynia, hieron po grecku, czyli budowla, budynek świątynny. I to mówi do nas o tym, że my tworzymy pewną strukturę, tworzymy pewne uporządkowane więzi między sobą. Potrzebujemy w związku z tym znaleźć się we właściwym miejscu, dopasować się do siebie i mamy się ścierać tak, żebyśmy pasowali blisko i razem mamy tworzyć budowlę.

I ta budowla ma czemuś służyć. Wiecie, ofiary składały się zawsze w świątyni. Ofiary, które były składane na wzgórzach przez Żydów, którym nie chciało się chodzić do świątyni w Jerozolimie, albo z jakichś innych powodów tam nie chodzili, nie były przez Boga przyjmowane. Bóg piętnował ofiary składane poza świątynią, bo On sobie wybrał, że ofiary będą składane w świątyni, a nie gdziekolwiek. Jeżeli my jesteśmy budowlą Bożą, jesteśmy domem Bożym, jesteśmy świątynią, to ofiary mają być składane tu, w kościele lokalnym, w eklezji, a nie gdziekolwiek.

Pomyślcie o tym, kiedy ofiarowujecie coś Bogu. Kiedy się angażujecie coś, ofiarowujecie czas, pieniądze, zaangażowanie i tak dalej. To ma być w kościele. I to nie jest mój wymysł, ale to jest to, co mówi do nas Pismo Święte. Wracamy do tego duchowego domu.

Dom duchowy to jest miejsce, w którym czujesz się u siebie. Wiesz, możesz znać dużo różnych kościołów, w których czujesz się dobrze, ale jest jeden, który jest twoim duchowym domem. Jest takim miejscem, w którym przechodzisz, że to jest twój kościół. Ty czujesz się w nim dobrze. Pastor, kiedy mówi, czy jakiś nauczyciel, to cię karmi.

masz relacje, które są dla Ciebie wsparciem, są ludzie, którzy są Tobą zainteresowani, to jest duchowy dom. Parę takich charakterystycznych cech tego, co to znaczy być w duchowym domu. I w duchowym domu nie będzie Ci się wszystko podobało, ale wady nie będą Ci przeszkadzały się rozwijać, a zalety będą wspierać Twój rozwój i Twoją dojrzałość duchową. Więc Kościół który jest duchowym domem, to jest kościół, którym ty czujesz się dobrze, w którym dorastasz, w którym dojrzewasz i przechodzisz tą drogę od dziecka duchowego przez takiego duchowego nastolatka, o czym mówi do nas święty Jan w pierwszym swoim liście i dojrzewasz, stajesz się częścią, integralną kościoła, ważnym elementem, w coraz bardziej wpływowym, zajmujesz swoje miejsce i w tym miejscu jesteś, działasz, jesteś gotowy do tego, żeby służyć Bogu nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz Kościoła według Jego zamysłu, według tego, do czego, do czego Bóg Cię powołał. Wracając trochę jeszcze do tych ofiar, czy do tego, koncepcji tego, że Kościół jest świątynią, Pismo Święte mówi w Księdze Objawienia o siedmiu świecznikach, które są kościołami.

i pan Jezus. jest zobrazowany jako ktoś, kto przechadza się pomiędzy siedmioma świecznikami. I zwróćcie na to uwagę, bo Bóg nie przechadza się pośród ciała Chrystusa, nie przechadza się pośród wiernych, nie przechadza się pośród wyznawców. Bóg przechadza się pośród siedmiu swoich świeczników. I to naprawdę pokazuje nam, jaką rolę przypisał Bóg Kościołowi Lokalnemu i myślę, że trzeba to zaakceptować.

Przyjąć to, I nawet jeśli to oznacza, że będziemy musieli odrzucić krytykę kościoła lokalnego i związane z tym konsekwencje. Nie będę tam chodził, nie lubię coś tam. Jezus wybrał sobie świeczniki. On pomiędzy nimi się przechadza. Jezus wybrał sobie kościół, żeby go budować.

Inny fragment z Listu do Efezjan, pierwszy rozdział i dwudziesty drugi, dwudziesty trzeci werset mówi o tym, że Wszystko zostało poddane pod nogi Jezusa Chrystusa, a On sam został ustanowiony głową Kościoła, który jest Jego ciałem. Jeżeli tak jest, To znaczy, że jesteś w Ciele Chrystusa, jeśli jesteś w Kościele. Jeśli nie macie w Kościele, to nie macie w Ciele Chrystusa, ponieważ Jezus jest głową, Jezus jest głową Kościoła, który jest jego ciałem. Nie jest głową ciała, który jest Kościołem, ale Kościoła, który jest ciałem. Ten porządek, który został tutaj użyty, wyraźnie wskazuje, co jest najpierw, co jest później, co z czym rządzi.

I myślę, że panowanie Boże, na przykład te wszystkie elementy związane z naszym sprawowaniem władzy i autorytetu Jezusa Chrystusa są bardzo słabo obecne dlatego, że Kościół nie odgrywa w ewangelikarnym środowisku takiej roli, jaką powinien. I to jest nieistotne, w jakiej Kościół jest w tej chwili kondycji, bo to… jest po części nas wszystkich odpowiedzialność, ale istotne jest to, co Bóg sobie myśli o tym. Bo to, co Bóg myśli, to tak będzie działało. Jeżeli będziemy działać inaczej, to myślicie, że ktokolwiek z nas jest w stanie Boga przekonać do naszej własnej koncepcji?

Nie sądzę. To raczej jest tak, że Bóg sobie poczeka, aż się wystrzelamy i wróci z powrotem do tego, co nam powiedział i powie, zastosujcie to, co do was powiedziałem. A co on do nas powiedział? Że Jezus jest głową Kościoła, który jest ciałem i że wcześniej wszystko zostało poddane pod jego stopy. A zatem my musimy przynależeć do głowy, przyłączyć się do niej, być częścią Kościoła.

W ten sposób jesteśmy powiązani z Chrystusem, a co za tym idzie z Jego panowaniem, które może wpływać na nasze życie. 1 Koryntian 13, 3 rozdział 16, werset. Święty Paweł mówi, czy nie wiecie, że jesteście świątynią, przybytkiem Bożym. I to jest to, co mówiłem. Kościół jest również świątynią, w której składa się ofiary, w której się Bogu służy.

Świątynią się jest. My jesteśmy świątynią Boga Żywego. Jest jeszcze jeden fragment, który wprowadza kolejne pojęcie do zrozumienia tego, czym jest Kościół. I to jest zapisane w pierwszym liście Doty Mateusza, trzeci, rodzi 15 werset, kiedy Paweł mówi, żebyś wiedział jak masz postępować, jak należy postępować w domu bożym, który jest kościołem boga żywego. To słowo, które tutaj jest użyte, to ojkos.

Kościół to dom boży, to ojkos. I teraz na bazie ojkos, ojkos to jest dom, mieszkanie, rodzina. Na bazie ojkos pojawiła się koncepcja kościołów domowych. I… Kościoły domowe odwołują się do tego pojęcia.

Paweł pisze, pozdrawiam Ciebie i Kościół, który jest w Twoim domu. Tylko, że tu chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz. Oikos to jest pojęcie, które było używane przez św. Pawła w kontekście, w jakim funkcjonowało w tamtych czasach. A w tamtych czasach oikos to nie było mieszkanie, w którym gospodarze zaprosili kilka osób na spotkanie.

To nie było też jakiś dom, w którym mieszka rodzina z babcią, z dziadkiem i parę osób przychodzi się spotkać. OJKOS to było domostwo, to było gospodarstwo, które miało swojego gospodarza, rodzinę, służbę, niewolników i pracowników. Tak to wyglądało w tamtych czasach. I OJKOS oblicza się na 50 do 200 osób. To nie jest dziesięć czy trzynaście, pięćdziesiąt do dwustu.

To jest ojkos. Mówię to dlatego, że jeżeli kościół domowy to miałby być kościół, w którym jest od pięćdziesięciu do dwustu osób, to to jest bardzo fajny pomysł, bardzo fajna koncepcja. Ale myślę, że Mówienie o ojkos, kiedy spotyka się kilka do kilkunastu osób, to jest nieporozumienie, to nie pasuje do tej biblijnej koncepcji, o której ojkos mówi. Niemniej ojkos to jest po prostu wspólne takie miejsce, gdzie my jesteśmy razem, zajmujemy się razem pewnymi rzeczami, ale też miejsce zorganizowane, jak widać, w którym jest gospodarz, który tym kościołem rządzi, bo w tych kościołach domowych, kościołach, które były w czyimś gospodarstwie, to zwykle liderem był gospodarz domu. a nie ktokolwiek tam z tych, którzy tam pracowali czy byli niewolnikami.

To po prostu głowa domu, gospodarz był decydentem w tym domu. To widzimy na przykład u Filemona, w licie do Filemona, ale to zostawiam. Więc jest ileś koncepcji Kościoła, które pojawiają się w Piśmie Świętym i widać wśród nich jedną taką ważną rzecz. One wszystkie nie są całościowe. Tu nie ma po prostu jakiejś takiej kompleksowej wskazówki, która by powiedziała, tak należy prowadzić Kościół.

Jest dużo ważnych, potrzebnych, ale tam nie ma całościowego rozwiązania i nie ma go celowo. Tak się mówi, że Kościół nie dostał w Piśmie Świętym całościowego modelu, w jaki sposób Kościół ma funkcjonować, po to, żeby Kościół był elastyczny, żeby Kościół dopasowywał się do zmieniających się warunków. I tak powinno to wyglądać. Kościół musi się dopasować do tego, jak wygląda polskie społeczeństwo i spełniać jeszcze jedną taką rolę. Kościół jest miastem, które jest na górze i jest solą ziemi.

Pan Jezus do nas mówił, że my mamy być solą ziemi i mamy być miastem położonym na górze. Teraz to mówi do nas o tym, że Kościół ma też jeszcze funkcje społeczne. Dlatego, że sól nadaje smak, a miasto na górze wytycza po prostu kierunek. I Kościół jest również po to umieszczony przez Boga w społeczeństwie, żeby rozmawiać ze społeczeństwem na tematy społecznie ważne i wypowiadać się na nie i pokazywać wzorce społeczne dla ludzi. którzy żyją wokół nas.

I myślę, że Kościół powinien tutaj pełnić taką rolę, której definiuje pewne rzeczy, wypowiada się, to jest dobre, to jest złe, tak to powinno wyglądać, tak nie powinno wyglądać. I to dotyczy relacji damsko-męskich, ale też wielu różnych innych. I to jest też zadanie Kościoła. Kościół powinien się na te tematy wypowiadać, bo w przeszłości to robił. No kto jak nie Kościół zadbał o to?

Ludzie Kościoła zadbali o to, żeby zniknęło niewolnictwo. To ludzie Kościoła. Nikt inny. Martin Luther King, który walczył o równoprawnienie w Stanach Zjednoczonych, to był pastor. To był duchowny.

I oprócz tych duchowych rzeczy, oprócz tych rzeczy, które dotyczą nas, to jeszcze my powinniśmy zajmować się tym, co jest wokół nas, bo do tego również Kościół został powołany. Wiecie, że Efezjan IV, rozdział od 11 do 16 wersetu mamy opisany również Kościół, ale trochę w innym kontekście. Ten fragment mówi o tym, że to Bóg sam z siebie ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, trzecich ewangelistami, pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do działa posługiwania, do budowania ciała chrystusowego, abyśmy nie byli Miotani lada wiatrem nauki, ale będąc szczerymi w miłości, wrastali każdym względem w Niego, który jest głową Chrystusa, który, z którego całe ciało, spojone i związane przez wszystkie wzajemnie zasilające się stawy, rośnie i buduje siebie samą w miłości. Dlaczego ten fragment jest ważny? Dlatego, że on mówi kilka rzeczy, które mają wpływ na naszą kondycję, na kondycję wszystkich chrześcijan, niezależnie od tego, jaką mają teologię dotyczącą Kościoła.

Więc Bóg mówi co? Że to On sobie wybrał pięć urzędów, one są tu wymienione, tak? I te pięć urzędów wybrał sobie, żeby za pomocą tych urzędów przygotować świętych do dzieła posługiwania. To na przykład mówi o tym i do budowania ciała chrystusowego. Więc to mówi o tym, że jeżeli tych pięciu urzędów nie ma, to święci nie będą przygotowani do dzieła posługiwania i ciało chrystusa nie będzie się budować.

Dlatego, że do przygotowania się do posługi i do budowania ciała Chrystusa potrzebnych jest ten pięć urzędów i to jest pomysł Boga na Kościół. I jedność wiary, poznanie Syna Bożego, męska doskonałość, dojrzałość do wymiaru pełni Chrystusowej jest niemożliwe bez tych pięciu urzędów. Tak wynika z tego fragmentu. Tak samo jak i uleganie wiatrom nauki, które nas prowadzą na bezdroża i oszustwo ludzkie i podstępy. Więc te rzeczy będą nam po prostu towarzyszyć, jeżeli nie będzie tych pięciu urzędów, które działają w Kościele.

Ciało Chrystusa musi się nauczyć być spojone i związane przez wzajemnie się zasilające stawy i ona się tego nie nauczy inaczej, jak w ten sposób, że zaakceptuje pięciostronny dar posługiwania i przyjmie to, co Bóg przez ten dar daje do Kościoła. Bo Kościół musi nauczyć się tego kooperacji, tego współistnienia, tego współzasilania się, wspomagania się i Kościół się tego nie jest w stanie nauczyć sam z siebie. To wynika z tego fragmentu. Cytuję go dlatego, że część Chrześcijan ciągle jeszcze uważa, że można sobie ten fragment poszatkować i wyciąć z niego pastorów i nauczycieli, no ewentualnie ewangelistów, ale apostołów i proroków to na pewno już dawno nie ma, bo oni są już do niczego niepotrzebni. Wydaje mi się, że to jest po prostu takie nadużycie, nieuzasadnione i nieuprawnione.

Nie można sobie po prostu wycinać z Pisma Świętego, co się chce, a resztę po prostu gdzieś odłożyć na bok, albo powiedzieć, że to przeminęło. Bo jeżeli będziemy tak robić, to wiecie… prawo precedensu doprowadzi nas do tego, że któregoś dnia z całej Biblii zostaną nam tylko okładki. Bo ten wytnie to, tamten tamto, jeszcze inny siamto i po kolei będziemy sobie wycinać co nam nie pasuje, tobie nie pasuje to, mi nie pasuje tamto, komuś jeszcze siamto i na końcu nie będzie pasować nam nic. Dlatego, że Pismo Święte zawiera mnóstwo rzeczy, które nam po prostu nie pasują.

Tak ma być. One mają być konfrontacyjne. One mają wpływać na nasze myślenie. My mamy zmienić nasze stereotypy. My mamy zmienić nasze sposoby myślenia.

My mamy doświadczać olśnienia przez objawienie, a nie tylko gdzieś tam budować sobie własną teologię na podstawie tego, z czym się zgadzamy. Myślę, że Bóg nie jest taki, jaki sobie go wyobrażamy. On zawsze będzie nas zaskakiwać swoją innością. Pismo Zwięte zresztą też mówi do nas, że Bóg przygotował dla nas to, czego oko nie widziało, ucho nie słyszało i do serca naszego nie wstąpiło. W jaki sposób my chcemy tego doświadczać, jeżeli wszystko, czego my czytamy, to jest to, z czym się zgadzamy albo co znamy?

to musi się po prostu, myślę, zmienić. I ten fragment powinien wejść na stałe do kanonu naszego rozważania na temat tego, czym jest Kościół i powinniśmy po prostu z tego fragmentu czerpać to, co Bóg nam przez niego daje. Zanim przejdę do jakiegoś podsumowania, to chciałbym jeszcze zająć się kilkoma modelami zarządzania Kościołem, które widzimy w Piśmie Świętym. Temat modeli to jest w ogóle osobna sprawa, bo jest ich sporo, ale postanowiłem, że zajmę się tylko tymi, które widać w Piśmie Świętym, bo jakby się zająć wszystkimi innymi, to naprawdę można się zagrzebać na długie godziny. Nie dlatego, że ich jest nie wiadomo ile, ale dlatego, że żeby je dobrze zrozumieć, należałoby je dobrze wyjaśnić i to zajmuje dużo czasu.

Co widzimy w Piśmie Świętym? Pierwszy model zarządzania Kościoła to Kościół w Jerozolimie. Kościół w Jerozolimie z oczywistych powodów miał taki synagogalny sposób zarządzania. I w tym synagogalnym sposobie zarządzania było trzech liderów. Piotr, Jakub i Jan.

Oni są wymieniani bardzo często w jednym tchem. I to co widzimy tam, to to, że Jakub był tam głównym liderem. Skąd to wnioskuję? Po pierwsze, patrzymy na Sobór. pierwszy Jerozolimski, kiedy apostołowie spotkali się, żeby przedyskutować sprawę nawracających się pogan.

Tam były cztery rzeczy, których zaordynowali apostołowie, żeby się wystrzegali poganie i tak dalej. Rozmowa trwała trzy dni, ale zwróćcie uwagę, jak ona się skończyła. Ona się skończyła w ten sposób, że powstał Jakub, podsumował tą rozmowę, powiedział co i jak i później czytamy, że list, który został rozesłany, podpisany został Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, ale w treści tego listu widzimy podsumowanie Jakuba. Wszyscy się zgodzili z tym podsumowaniem Jakuba, zaakceptowali i ono prawie co do słowa zostało wpisane do listu. To świadczy o tym, że Jakub miał ostateczny głos w dyskusji.

Widzimy również, że św. Paweł, który wracał do Jerozolimy, wrócił i spotkał się w domu Jakuba. I tam jeszcze w kilku innych fragmentach widzimy tego Jakuba, który wyraźnie jest liderem Kościoła w Jerozolimie. Ten model tam funkcjonował właśnie w taki sposób. Było na początku 12 apostołów w Jerozolimie, ale tych trzech decydowało o tym, jak wygląda kształt kościoła w Jerozolimie.

Piotr, Jakub i Jan i spośród nich trzech Jakub był głównym decydentem. Drugi model kościoła, który widzimy, to jest kościół w Antiochi. Tutaj Jest tak skąpy ten opis, że tam prawie nic nie ma. Oprócz tego, że Barnaba przyprowadzi Pawła do Antiochi, oni tam usygiwali, potem nagle Paweł pojawia się jako prorok i nauczyciel razem z Barnabą. I potem czytamy, że zostały nałożone ręce, Duch Święty przemówił do nich i zostały nałożone ręce na św.

Pawła i Barnabę i zostali wysłani na misję jako apostołowie. Wydawać by się mogło, że Kościołem we Antiochii zarządzało grono proroków i nauczycieli. Tak by wynikało z tego tekstu w dziejach apostolskich. Natomiast Należy zwrócić uwagę na jedną rzecz, że na Pawła i Barnaby zostały nałożone ręce i dopiero po nałożeniu rąk zostali wysłani. To jest dosyć istotne do zaobserwowania, że Paweł z Barnabą nie wyjechali na misję, kiedy zostało uwolnione nad nimi słowo prorocze, odłączcie Barnabę i Saula do dzieła, do którego ich powołałem.

Oni mogli się sami odłączyć. Oni mogli po prostu powiedzieć, no to cześć, jedziemy, bo Duch Święty nas powołuje, ale tego nie zrobili. W zamian za to ktoś nałożył na nich ręce i ich wysłał. I dopiero wtedy zostali uwolnieni do służby. I to pokazuje nam, że był tam ktoś, kto miał autorytet w tym kościele.

Dlatego, że z nauki o nakładaniu rąk wiemy, że po pierwsze rąk nie nakłada się na kogokolwiek pochopnie. A po drugie, ten kto nakłada ręce musi mieć prawo do tego, żeby nakładać ręce na innych. Nie chodzi o prawo administracyjne czy strukturalne. Chodzi o duchowy autorytet, który ktoś ma albo go nie ma. Z praktyki wiemy, że różni ludzie nakładają na nas ręce i czasami coś się dzieje, a czasami coś się nie dzieje.

I może z jednego, z jednej strony to jest kwestia naszego jakiegoś podejścia, czy też przygotowania duchowego, ale z drugiej strony to jest to, czy ktoś ma prawo nakładać na nas ręce, czy nie. I tu widzimy, gdzie to widzimy? Widzimy to na przykład w listach Pawła Dotymatousza, czy Tytusa, kiedy Paweł mówi o ustanowieniu starszych i kiedy on tam mówi o ustanowieniu starszych, mówi o tym, że starszych ustanawia się przez nałożenie rąk. I kto nakłada ręce? Ktokolwiek?

Nie. Nakładają ręce wysłannicy, apostoła Pawła. Ci, którym zostało udzielone prawo do tego. Dlatego też wnioskuję, że ktoś tam w tym kościele miał autorytet duchowy do tego, żeby nałożyć ręce na Pawła i na Barnabę, żeby wysłać ich na misję. Jest jeszcze drugi taki pośredni argument i to jest ten, że apostoł Paweł po zakończonych misjach wrócił do Antiochi i zdał sprawę z tego, jak te misje wyglądały.

Gdyby nie miał zobowiązań, to by prawdopodobnie tam nie wracał, ale miał i wrócił. I trzeci taki model to są te kościoły, o których Paweł właśnie mówi z Tymoteuszem i z Tytusem. I nie chcą może się nimi zajmować, bo tam są starsi, diakoni, tak? Pastorzy, biskupi. To jest też taki model, który widzimy w tych listach, który się tam dość wyraźnie wyłania.

to też potem zwykle w nauczaniu na ten temat przechodzi się płynnie do pierwszych wieków, gdzie właśnie ten episkopalny model wdrażany został do kościołów ówczesnych czasów przez apostoła Jana prawdopodobnie i jego uczniów. No ale to już nie wchodzę w to aż tak daleko. To, co chcę pokazać, to to, że w kościele zawsze istniał jakiś autorytet duchowy. Niezależnie od tego, czy to była jedna osoba, czy to była grupa, która zarządzała kościołem, to jakiś duchowy autorytet w kościele był. Byli ludzie, którzy mieli w kościele wpływ i którzy decydowali o kształcie sposobu funkcjonowania danego kościoła.

A zatem to pokazuje nam, że jakiś model zarządzania kościołem powinien być. I tu dochodzę do takiego mojego wniosku. Kościół To jest duchowy organizm. Rozmawialiśmy sobie o zgromadzeniu Eklezja, Świątynia, Koinonia, Oikos. To są wszystko żywe rzeczy.

To są rzeczy, których wspólną cechą jest Boże Życie. Boże Życie, to ciało Chrystusa jest w jakiś sposób zorganizowane. Bo ciało jest zorganizowane, ma swój kręgosłup. dzięki któremu się w ogóle porusza i tak dalej. Te wszystkie powiązania między wszystkimi tymi częściami ciała są określone.

To mówi do nas o tym, że nie ma w Kościele miejsca na anarchię, ani na demokrację. ani też na brak jednej osoby decyzyjnej. Dlatego, że w Kościele niezależnie od tego, czy to jest jedna osoba, czy to jest zespół, jestem zwolennikiem zespołowego przywództwa, to w tym zespole powinna być jedna osoba, która ma prawo podejmować ostateczne decyzje, ponieważ inaczej to mamy do czynienia po prostu z bezwładem i z takim imposybilizmem. To powoduje, że Kościół doświadcza paraliżu decyzyjnego, nie podejmuje się żadnej decyzji i wszystko po prostu tak się unosi tylko na rzeczywistości i w żaden sposób nie ma siły ani mocy sprawczej, żeby tą rzeczywistość zmieniać. I druga rzecz to jest taka, że w Kościele wpływ powinni mieć ci, którzy biorą za Kościół odpowiedzialność.

którzy są odpowiedzialni za coś przejmują się Kościołem. W Starym Testamencie jest w psalmie taki fragment, który mówi, że Panie już czas, żebyś rozpoczął działanie, ponieważ słudzy Twoi płaczą i żalą się nad ruiną Twojej świątyni. I właśnie ci, którzy przejmują się Kościołem, i chcą, żeby w tym kościele było lepiej i decydują się na to, żeby się zaangażować. Oni mają prawo do tego, żeby na ten kościół wpływać, bo oni niosą odpowiedzialność, niosą brzemię za ten kościół, za to, jak on powinien wyglądać. Myślę, że to powinna być taka wskazówka.

Nie ci, którzy mają duże to powiedzenie, nie ci, którzy są wpływowi, nie ci, którzy są wygadani, ale ci, którzy mają po prostu to brzemię, którym los kościoła leży na sercu. I myślę, że Kościół, jeżeli przyjmie te wskazówki, będzie się starał je implementować do swojej codzienności, będzie się miał w miarę dobrze. I mam nadzieję, że to rozważanie pomoże trochę zrozumieć czym jest Kościół, jak Kościół mógłby w Polsce wyglądać. Pomoże w układaniu sobie zrozumienia Bożej Woli wobec nas. a potem w praktykowaniu tej Bożej Woli, bo w końcu o to chodzi.

Chodzi o to, żebyśmy wypełnili wolę Bożą, a nie osiągnęli nie wiadomo co. Bo o tym, czy osiągnęliśmy coś, czy nie, decyduje to, w jakim stopniu wypełniliśmy to, czego Bóg od nas oczekuje. Pozdrawiam. Mam nadzieję, że pomogło i Niech Was błogosławi i pomoże wszystkim, którym los Kościoła w Polsce leży na sercu. W tym, żebyście byli filarami, byli osobami, które wpływają i budują razem z Jezusem Chrystusem Jego Kościół w Polsce.

Pastor Artur Śmieja

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.